Niemiecki ksiądz od lat pracuje na terenie Auschwitz. "To, co tu ...
- Wiem, że Niemcy rozumieją swoją odpowiedzialność w obliczu pamięci tej strasznej winy. Winy, która objawiła się przez ogromne cierpienie milionów ludzi — mówi ks. Manfred Deselaers
- Opowiada też o spotkaniach, które najbardziej zapamiętał. Jedno z nich szokuje. — Przyjechała tu kiedyś niemiecka nauczycielka, której ojciec jej matki był esesmanem tu, w Auschwitz. Ta jej matka jako mała dziewczynka tu mieszkała. I... I to był najszczęśliwszy czas w jej życiu
- Pytany o kwestie reparacji niemieckich, ksiądz Deselaers odpowiada, że "Niemcy muszą wiedzieć, co druga wojna światowa znaczy dla Polaków". — Często niestety nie wiedzą. Ale ran nie da się leczyć pieniędzmi — dodaje
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu
Magdalena Rigamonti: Ksiądz jest Niemcem.
Ks. Manfred Deselaers: Tak, jestem Niemcem. I nie, nie mam ani korzeni polskich, ani żydowskich, ani śląskich. Jestem po prostu Niemcem.
Czystym Niemcem.
Tak, czystym Niemcem.
Co robili księdza rodzice w czasie II wojny światowej?
Ojciec był niemieckim żołnierzem we Francji. Mama była w Düsseldorfie. Nie wiem dokładnie, co robiła, jak tę wojnę przeżywała.
Uwierzyli Hitlerowi?
Ojciec nie lubił mówić o tym czasie. Pochodził z bardzo katolickiej rodziny. Wiem, że chodził do kościoła we Francji, czemu wszyscy się dziwili. Na pewno ani ojciec, ani matka nie byli w aktywnej opozycji do Hitlera.
Niemcy nie lubią o tym mówić.
Nie lubią.
Niemiecki ksiądz pracuje na terenie Auschwitz. "Czuję się częścią tego strasznego dziedzictwa"
Kiedy pytam Niemców z mojego pokolenia o ich dziadków, to się dziwią, że śmiałam im zadać takie pytanie.
Oni często nie wiedzą.
Wiedzą, tylko nie chcą mówić.
Trudno jest mówić o własnych klęskach. O winie, o tym, że coś się bardzo złego w życiu zrobiło.
Jak się nie mówi, to siedzi to w człowieku, rujnuje duszę.
U mojego ojca tak nie było. Nie miał mocnych wyrzutów sumienia. Nie należał do SS. Był żołnierzem jak każdy Niemiec. Identyfikował się z narodem niemieckim. Moje starania na rzecz pojednania Niemców i Polaków zawsze popierał. I to, że przyjechałem do Polski, do Oświęcimia — też.
Może to jest tak, że ksiądz swoimi wyborami, działalnością tu w Oświęcimiu, w Muzeum Auschwitz próbuje odkupić winy Niemców?
Nie czuję, że mam za coś odpokutować.
Urodziłem się w 1955 r. Osobiście więc nie jestem winny. Przyjechałem tu, do Oświęcimia pierwszy raz w 1974 r. W niemieckiej szkole nauczyciele nic nie mówili na temat Auschwitz. W ogóle na temat II wojny światowej się nie mówiło, więc to, co tu zobaczyłem, to był szok. Szok, że Niemcy to zrobili!
Od tego czasu czuję głęboką odpowiedzialność.
Za co, za to, jacy Niemcy byli, co robili?
Wina zbiorowa jest trudną sprawą. Z drugiej strony Auschwitz-Birkenau był niemiecką instytucją. Inne obozy, cały aparat państwowy był sprawowany przez Niemców. I tak, jest mi wstyd, czuję ból, że mój naród w taki sposób działał. I w tym sensie czuję się częścią tego narodu.
Częścią tej winy, tego zła?
Częścią tej odpowiedzialności i tego strasznego dziedzictwa. Kiedy słyszę, że na świecie jest dużo zła, że dzieją się podobne rzeczy, to się buntuję, bo wiem, że każde zło jest inne. Nie wiem, czy inny naród może zorganizować coś takiego, jak zorganizowali Niemcy w Auschwitz. Nie jestem odpowiedzialny za zło w kontekście innych narodów, tylko w kontekście tego jednego, mojego, niemieckiego. Wiem, że Niemcy rozumieją swoją odpowiedzialność w obliczu pamięci tej strasznej winy. Winy, która objawiła się przez ogromne cierpienie milionów ludzi.
Chcę tak żyć, aby móc patrzeć byłym więźniom Auschwitz w oczy. I chcę im obiecać, że robię wszystko, co w mojej mocy, aby coś takiego, jak Auschwitz, się nie powtórzyło. To jest moja główna motywacja. Mój motor.
Zobacz całą rozmowę w wersji wideo:
"Wiem, że wielu Niemców ma nieustanne wyrzuty sumienia"
Młody Niemiec, ksiądz przyjeżdża do miasta Oświęcim i mówi, że chce tu pracować. Ktoś pytał po co?
Nikt nie musiał pytać. Pamiętam, jak proboszcz mocno przeżył to, że ja, wówczas właśnie młody Niemiec, chcę tu być, pracować, budować mosty.
Sam ksiądz mówił, że Niemcy nie chcą rozmawiać o II wojnie światowej, chcieliby to wyprzeć, zapomnieć, chcieliby, żeby o mordercach mówić naziści, a nie Niemcy.
Wielu Niemców, również niemieckich polityków mówi, że są Niemcami po Auschwitz, że to jest część ich dzisiejszej tożsamości. Wiem, że wielu Niemców ma nieustanne wyrzuty sumienia. Wczoraj rozmawiałem z grupą młodzieży z Krefeld, miasta, w którym mieszka moja siostra. Mówiłem im wprost, że Auschwitz to było niemieckie dzieło. Nie, nie nazistowskie, tylko niemieckie. Ideologia, która to dzieło stworzyła, dała mu sens, była nazistowska.
Piotr Cywiński, dyrektor Muzeum Auschwitz-Birkenau próbował uzyskać od Niemców, których bliscy byli zaangażowani w niemiecki przemysł śmierci jakieś "pamiątki", świadectwa. Wszystko po to, żeby coś więcej wiedzieć o tych ludziach, którzy mordowali, wydawali rozkazy. Dał ogłoszenia w największych niemiecki mediach. Odzew — jedna pocztówka wysłana z Auschwitz przez niemieckiego pracownika obozu.
Wiem, że się nic nie udało. Wiem też, że wielu Niemców boi się wracać do tej przeszłości. Ja też za bardzo nie grzebałem w swojej rodzinie.
Mówiłem pani o moim ojcu, ale przecież miałem też wujków i nie wiem, co oni robili w czasie wojny. Ludzie się boją, co mogliby zrobić z tą wiedzą, gdyby się dowiedzieli, że ojciec albo dziadek byli esesmanami w Auschwitz. Jak inni by na to patrzyli... Chociaż zdarzają się sytuację, że...
Opowiem może... Przyjechała tu kiedyś niemiecka nauczycielka, której ojciec jej matki był esesmanem tu, w Auschwitz. Ta jej matka jako mała dziewczynka tu mieszkała. I... I to był najszczęśliwszy czas w jej życiu. Miała osiem lat, kiedy wojna się skończyła i potem już zawsze było źle, trudno.
Wiedziała, co się działo w Auschwitz?
Wiedziała, ale dopiero później. Mówiła: wiem, co się stało, ale ja tego nie widziałam... Jej córka, czyli wnuczka esesmana przyjechała tutaj, ponieważ czuła, że musi, że to nie daje jej spokoju.
Rozmawiała z byłym więźniem. I cały czas płakała. Ona zrozumiała to wielkie cierpienie, spotkała się z tym Ocalonym we wspólnym cierpieniu. Jej dziadek już wtedy nie żył.
Reparacje od Niemiec? "Na pierwszym miejscu jest relacja"
Ksiądz uważa, że Polska powinna żądać reparacji wojennych od Niemiec?
Myślę, że Niemcy muszą wiedzieć, co druga wojna światowa znaczy dla Polaków. Często niestety nie wiedzą. Ale ran nie da się leczyć pieniędzmi.
Pieniądze mogą być jednym z elementów.
Jeżeli o tej trudnej relacji będziemy mówić tylko na płaszczyźnie pieniędzy...
Pieniądze mogą pomóc.
Mogą, jeżeli służą polepszeniu relacji międzyludzkich. Na pierwszym miejscu jest relacja.
Najpierw relacje, potem pieniądze.
Pieniądze zawsze mają służyć relacji.
Codziennie ksiądz tu przychodzi?
Często.
Modli się ksiądz tu?
Tak.
O co?
O to, abym rozumiał, czego Bóg ode mnie chce.
Wierzę, że Bóg mnie kocha i ma jakiś dla mnie plan, powołanie wobec tego, co tu się stało. Wie, jakie jest moje zadanie.
Ksiądz wie, jakie ono jest?
Słucham głosu tej ziemi i mam nadzieję, że robię lepszy świat. A przecież ta brama, ten napis. Tu się wszystko zaczynało od kłamstwa. "Arbeit macht frei" — ten napis na bramie Auschwitz, że praca czyni wolnym. To nie było wejście do wolności, tylko do cierpienia i śmierci.
Bóg tu był, jest?
Tu był bezbożny system, ale niektóre z ofiar miały nadzieję, wiarę i miłość w sercu. Bo przecież w zasadzie Bóg jest wszędzie. On działa, jeżeli człowiek go wpuszcza do swojego serca. Bóg jest miłością. Bez miłości nie ma Boga.
To nie pomagało, Niemcy tylko w samym Auschwitz wymordowali ponad milion dwieście tysięcy ludzi.
Pomagało.
Jest ksiądz pewien?
Tak, znam świadectwa. I wierzę, że ci, którzy tu cierpieli, ginęli, byli traktowani jak nieludzie, tylko materiał do roboty, mimo wszystko mieli swoją godność. Tej godności naziści, rasiści nie mogli im odebrać. Ta wewnętrzna godność jest darem Bożym.
Ale ksiądz wierzy, czy ksiądz wie?
Wierzę. Nie można wszystkiego wiedzieć. Wiara daję siłę. Słynnym przykładem, symbolem tej wiary i siły jest Maksymilian Kolbe. On kochał do końca. Zginął tu. Oddał życie za innego człowieka.
Jednostka symboliczna. Większość z tego ponad miliona zamordowanych miała godność, wierzyła w Boga i nic to nie pomogło, zginęli.
Oni dla Niemców, dla nazistów nie byli ludźmi. Pod mikroskopem nie widać godności, ale ona w ludziach była.
"Idę z żywymi, pamiętając o ofiarach"
Ksiądz tu mieszka i pracuje grubo ponad 30 lat.
I zaraz skończę siedemdziesiątkę. Emerytura, odpoczynek i zobaczymy, co dalej.
Auschwitz to jest księdza miejsce na ziemi.
Spotykam się codziennie z ludźmi, dla których to miejsce jest ważne. Mówię również o byłych więźniach. Poza tym prawie dwa miliony ludzi z całego świata przyjeżdża tu każdego roku. Próbuję pomagać im, dać sobie radę z tym, co tu widzą, co budzi tyle pytań. To jest duszpasterstwo, w którym żyję dzisiaj, nie w przeszłości.
To jest tak naprawdę jeden wielki cmentarz.
Ale ja idę z żywymi, pamiętając o ofiarach. Idę, żeby robić lepszy świat. Coraz mniej jest byłych więźniów, coraz mniej tych, którzy doświadczyli tego, co tu się działo, więc trzeba ostrzegać. Większość odwiedzających Muzeum Auschwitz-Birkenau jest urodzonych po 2000 roku. I większość jest w szoku, że to, co się tu działo było możliwe. Wyjeżdżają stąd w przekonaniu, że to może stać się jeszcze raz...