Polska armia walutowa. Czym dysponuje NBP, by chronić złotego?
Złoty drastycznie osłabił się w efekcie rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Euro i frank są najdroższe w historii, a kurs dolara nieuchronnie zbliża się do maksimów. NBP dysponuje sporymi rezerwami, po które sięga, by spowolnić deprecjację. Jaki jest stan polskiej armii walutowej?
Na koniec lutego polski bank centralny dysponował aktywami rezerwowymi o równowartości 160,6 mld dol. - podał NBP. Zdecydowaną większość - ponad 139 mld dol. - stanowiły rezerwy walutowe. Za pozostałą część odpowiadały: ok. 230 ton złota (wyceniane na blisko 14 mld dolarów) oraz SDR-y i transza rozrachunkowa w MFW (łącznie przeszło 7,3 mld dolarów).
W przeliczeniu na euro polskie aktywa rezerwowe wyceniano na niespełna 144 mld. W złotych było to ponad 674 mld. Wartość zasobów wyrażona w amerykańskiej i europejskiej walucie spadła - o 603,5 mln dol. i 579,5 mln dol. Wzrosła za to w złotych - o prawie 10,7 mld PLN. Taki rozstrzał jest oczywiście efektem osłabienia polskiej waluty.
Z danych NBP wynika, że w 2020 r. w polskich rezerwach walutowych dominowały aktywa dolarowe - stanowiły 51 proc. Na dalszych miejscach znalazły się euro (20 proc.), funt (12 proc.), dolar australijski (8 proc.), korony norweskie (6 proc.) i dolary nowozelandzkie (3 proc.).
"Narodowy Bank Polski zarządza rezerwami dewizowymi, dbając o maksymalizowanie ich zyskowności, jednak priorytetem jest ich bezpieczeństwo i zachowanie niezbędnego poziomu płynności. NBP inwestuje rezerwy w typowe instrumenty stosowane przez banki centralne. Zdecydowana ich większość (ponad 76 proc.) inwestowana jest głównie w rządowe papiery wartościowe, w papiery emitowane przez instytucje międzynarodowe oraz agencje rządowe. Pozostała kwota utrzymywana jest w formie lokat w bankach o wysokiej ocenie wiarygodności oraz w złocie monetarnym" - podkreśla bank.
Armia walutowa gotowa do obrony złotego?Aktywa rezerwowe wzmacniają wiarygodność finansową państwa, obniżają koszty zaciągania nowych długów i ograniczają ryzyko gwałtownego odpływu kapitału. W razie pojawienia się zagrożenia dla własnej waluty władze mogą wysłać w bój "armię walutową" i próbować powstrzymać spadek wartości krajowego środka płatniczego, choć zazwyczaj ma ona tylko charakter odstraszający, a w faktycznej walce sprawdza się różnie.
Widać to w ostatnich dniach na przykładzie Polski. Na początku marca - czyli już po okresie, za który NBP zaraportował dane - polski bank centralny interweniował na rynku, sprzedając część rezerw w zamian za złote, aby umocnić polską walutę. Takie działanie na niewiele się jednak zdało - z dnia na dzień PLN pogłębiał spadki, a cena euro, franka czy dolara rosła do poziomów najwyższych w historii lub przynajmniej wieloletnich maksimów. Nie wiadomo, jaka była skala interwencji. NBP informował lakonicznie, że "dokonał sprzedaży pewnej ilości walut obcych za złote".
Zarządzający rezerwami zapewne zdają sobie sprawę, że samymi interwencjami ciężko przezwyciężyć dziś słabość złotego spowodowaną rosyjską agresją na Ukrainę, dlatego nie wytaczają rynkowi wojny, a jedynie dość nieśmiało sygnalizują ochotę do obrony waluty. Sentyment do walut naszego regionu jest obecnie po prostu bardzo zły i walka z rynkiem mogłaby się skończyć przepaleniem rezerw. Interwencje mogą jednak zniechęcić część spekulantów do gry przeciw złotemu, choć na chwilę go umacniając.
Polskie władze mają jednak do dyspozycji inne narzędzia, by osiągnąć bardziej trwałą aprecjację. We wtorek odbędzie się posiedzenie RPP, na którym zostanie podjęta decyzja o stopach procentowych. Zdecydowana podwyżka mogłaby zahamować przecenę polskiej waluty. Dobrym rozwiązaniem byłoby również zakończenie sporu z Unią Europejską i odblokowanie środków z Krajowego Planu Odbudowy.
Źródło: