Stanowski rzucił rękawicę. Ekspert wskazał dwa nazwiska. „Mogą ...
Niemal rok temu Krzysztof Stanowski jasno nakreślił swoje plany dotyczące wyborów prezydenckich. W czasie wywiadu z Andrzejem Dudą w Kanale Zero oświadczył, że chciałby na własnej skórze poczuć, jak to jest być kandydatem na prezydenta, jak wygląda kampania od środka, ale jednocześnie zastrzegł, że „nie chce wygrać”.
„Orędzie” Krzysztofa Stanowskiego. „Kamień w bucie innych kandydatów”
Krzysztof Stanowski w ostatnich tygodniach podsycał spekulacje na temat możliwości startu w wyborach prezydenckich, posługując się mniej lub bardziej poważnymi wskazówkami, które miały składać się w jedną całość. Opublikował np. zdjęcie, na którym widać kartkę z pustymi rubrykami, gdzie swoje dane mogą wpisywać osoby popierające jego kandydaturę. Pojawiło się też nowe-profilowe w mediach społecznościowych, które przypomina fotografie rodem z plakatów wyborczych.
Naturalne były również znaki zapytania co do rzeczywistych planów Stanowskiego – na ile pozory, które stwarza, mają coś wspólnego z rzeczywistością, a na ile jest to element jakiejś większej całości, jak w przypadku kilka miesięcy temu zainscenizowanego nagrania z kolegium redakcyjnego Kanału Zero.
Wszelkie domysły miało przeciąć „orędzie” Krzysztofa Stanowskiego. Dziennikarz w swoim przemówieniu powtórzył deklarację sprzed roku.
– Stoję przed państwem nie po to, aby zostać prezydentem, bo nie mam ku temu kompetencji i doświadczenia. Nie jestem w stanie tego urzędu piastować z odpowiednią godnością i klasą. To zupełnie jak moi konkurenci, ale oni o tym nie wiedzą – podkreślił.
– Chcę w krzywym zwierciadle pokazać wam, jak wygląda ten prezydencki wyścig. Chcę was wpuścić za kulisy, chcę być kamieniem w bucie innych kandydatów – zaznaczył Stanowski i zapowiedział akcję zbierania podpisów pod swoją kandydaturą. Jak dodał, jeśli to się uda, „zacznie się kampania, jakiej Polska jeszcze nie widziała i zacznie się kampania, na jaką polska klasa polityczna w zupełności sobie zasłużyła”.
Ekspert o ruchu Stanowskiego. „Trochę dziennikarz, trochę celebryta”
Do kandydatury Krzysztofa Stanowskiego odniósł się dr hab. Olgierd Annusewicz.
– Krzysztof Stanowski jest trochę dziennikarzem, trochę celebrytą. I bardzo dobrze umie monetyzować rozgłos wokół siebie. Wszystkie działania, które podejmuje, w naturalny sposób przekładają się na budowanie jego wizerunku i rozpoznawalności. W związku z tym zakładam, że może potraktować swój udział w kampanii wyborczej jako element parapolitycznego happeningu – mówi w rozmowie z „Wprost” politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Ten happening był widoczny już w czasie wspomnianego „orędzia”, kiedy Stanowski ruszał ustami, a w tle odtworzono fragmenty przemówienia Wojciecha Jaruzelskiego. Albo wtedy, gdy rozbierał się z eleganckiego zestawu, aby odsłonić sportową koszulkę. Wszystko to rozgrywało się za pulpitem, do którego przymocowana była tabliczka z napisem „Stanowski 2025-2037”, a prezydent – zgodnie z zapisami Konstytucji RP – może urzędować maksymalnie przez dwie kadencje, czyli 10 lat.
– Każdy obywatel, który ukończy 35 lat i zbierze 100 tys. podpisów pod swoją kandydaturą, ma prawo do tego, aby wystartować w wyborach prezydenckich. Główną przewagą Stanowskiego jest to, że zbudował wokół siebie społeczność, która generuje doskonałe zasięgi internetowe, a korzystając z ciętego języka i nie oglądając się na jakieś konwenanse i zasady poprawności politycznej, jest w stanie dużo zdziałać – dodaje dr hab. Annusewicz.
Kto może „najbardziej ucierpieć” na starcie Stanowskiego? Dwa nazwiska
To nie pierwszy raz, kiedy start w wyborach prezydenckich ogłaszają osoby, które wywodzą się z szeroko pojętej branży rozrywkowej. Na ten krok zdecydowali się wcześniej Paweł Kukiz czy Szymon Hołownia, a obaj – kolejno w 2015 i 2020 r. –osiągnęli dwucyfrowe wyniki w pierwszej turze. Jakie byłyby zatem mierniki wyborczego sukcesu Stanowskiego?
– Jestem daleki od twierdzenia, że Krzysztof Stanowski może wygrać wybory prezydenckie, ale uważam, że może namieszać, jeśli chodzi o głosy tzw. elektoratu internetowego. Bo chociaż duża grupa starszych wyborców może nie wiedzieć, kim jest Stanowski, to 20-30-latkowie doskonale go znają. A na jego starcie mogą najbardziej ucierpieć Sławomir Mentzen i Karol Nawrocki – wskazuje dr hab. Annusewicz.
– Myślę, że Krzysztof Stanowski może osiągnąć wynik na poziomie Szymona Hołowni, może nawet zbliżyć się do 15 proc. Warto też przypomnieć rezultat Pawła Kukiza, który w wyborach z 2015 r. osiągnął poparcie przekraczające 20 proc. Ludzie głosowali na niego trochę dla żartu, trochę w imię protestu przeciwko polaryzacji polskiej polityki, ale również dlatego, że szukali czegoś nowego. W przypadku Stanowskiego może być podobnie – komentuje nasz rozmówca.
Ekspert zwrócił także uwagę, że ogłoszenie przez Krzysztofa Stanowskiego startu w wyborach prezydenckich wcale nie oznacza, że jego kandydatura dotrwa do czasu, kiedy Polacy pójdą do urn. Sam zainteresowany zaapelował do odbiorców, aby byli z nim do 17 maja, czyli przedednia wyborów. – 18 już może lepiej nie – powiedział, po raz kolejny dając znać, że gra o coś innego niż dobry wynik w głosowaniu.
– Nie wykluczam też scenariusza, że Stanowski ogłosi, że kandyduje, zacznie zbierać podpisy, krytykować na lewo i prawo swoich konkurentów, po czym wycofa się z wyborów, bo jemu angażowanie się w politykę – w wymiarze finansowym – kompletnie się nie opłaca. Jeżeli zestawimy zarobki prezydenta, z tym co Stanowski jest w stanie osiągać dzięki zbudowanym przez siebie kanałom komunikacyjnym, to są to kwoty z zupełnie innych wymiarów – zaznacza dr hab. Olgierd Annusewicz.
Stanowski w wyścigu prezydenckim. „Popowy” kandydat kontra establishmentowa reszta?
Ze złożonej przez Krzysztofa Stanowskiego deklaracji można wnioskować, że udział w kampanii traktuje jako pewien rodzaj eksperymentu, a to pozwala stawiać pytanie, czy wybory prezydenckie są płaszczyzną na działania podszyte tego typu intencjami.
– Ktoś powie, że to drwienie z państwa. Drwiną jest raczej to, że zaraz, nie czarujmy się, wybierzecie sobie marionetkowego prezydenta. Że dwaj najważniejsi zawodnicy w tym wyścigu o pozycję numer jeden w kraju, nie są nawet osobami numer jeden w swoich ugrupowaniach. Są chłopcami na posyłki. Wybierzecie kolejnego funkcjonariusza pilnującego podziału politycznych łupów, kolejnego strażnika polityki doraźnej, polegającej na zawłaszczaniu, knuciu, szczuciu, napuszczaniu jednych na drugich, was na sąsiadów, strażnika jutrzejszych interesików i cotygodniowych sondaży, a nie strażnika długofalowego interesu państwa – stwierdził Stanowski.
– Krzysztof Stanowski opublikował ostatnio nagranie, w którym obśmiewa jedną z publicznych, warszawskich toalet. To się może podobać wyborcom PiS-u, a jednocześnie drażnić osoby popierające Trzaskowskiego. Jeśli jednak Stanowski podobne komunikaty wykorzystywałby w czasie kampanii, to nie będzie ona merytoryczna, a happeningowa, oparta na politycznym show. A w przypadku uprawiania show-polityki – czy tego co nazywamy pop-polityką lub polityką popularną – kwestie programowe schodzą na dalszy plan. Na pierwszy wybija się forma, która ma być zabawna, angażująca i która ma też w trochę populistyczny sposób odróżniać „popowego” kandydata od całej establishmentowej reszty – analizuje dr hab. Annusewicz.
– Wolałbym, żeby działania marketingowe podmiotów komercyjnych, takich jak Kanał Zero, były prowadzone poza kampanią wyborczą. Ale z drugiej strony funkcjonuje strategia, którą określa się jako real-time marketing, czyli odnoszenie się do aktualnych wydarzeń. I siłą rzeczy marki wykorzystują również tematykę wyborczą. W tym przypadku różnica polegałaby jednak na tym, że gdyby Stanowski faktycznie wystartował, to nie tyle wpisywałby się w kampanię wyborczą i jej trendy, a brałby w niej udział. Teoretycznie więc nie byłoby to najlepsze rozwiązanie, bo nastawienie na show deprecjonowałoby w pewnym sensie instytucję demokratyczną – zaznacza ekspert.
Politolog widzi także pewne pozytywne trendy, które mogą pojawić się w związku z kandydaturą Krzysztofa Stanowskiego. – Mamy wolność słowa, a start Stanowskiego może mieć też pozytywne akcenty. Właściciel Kanału Zero może dotrzeć ze swoim przekazem do grupy Polaków, która w ogóle nie rozważa wzięcia udziału w wyborach, a dzięki jego zabiegom część z nich mogłaby zmienić zdanie i skorzystać z prawa do oddania głosu. Oczywiście jeszcze lepiej byłoby, gdyby wyborcza decyzja była pochodną analizy programów i politycznych konsekwencji, które z nich płyną, a nie zafascynowania danym kandydatem – mówi dr hab. Olgierd Annusewicz.
– Dynamika kampanii potrafi być zaskakująca, a Stanowski może także zmusić polityków głównego nurtu, aby wrzucili wyższy bieg, starali się być lepsi, bo będą musieli konkurować z kimś, kogo ruchy są nieprzewidywalne – podsumowuje nasz rozmówca.
Czytaj też:Rafał Trzaskowski „zszokował” posłankę Lewicy. „Zmiana jest ogromna”Czytaj też:Były poseł Konfederacji: Tak męczyli Brauna, że pękł. Finał może być nieciekawy