Smutna Sandra Bullock jest bardzo smutna. Oceniamy "Niewybaczalne"
Sandra Bullock ma na swoim koncie zarówno Oscara jak i Złotą Malinę. W dodatku obie nagrody zdobyła w jednym roku, ale za dwa różne filmy. Nic w tym dziwnego. Jest w końcu aktorką, która potrafi wydobyć ze swych postaci to, co najlepsze ("Wielki Mike. The Blind Side"), jak i popaść w przesadną groteskę ("Wszystko o Stevenie"). Czasami zdarza jej się jednak łączyć takie występy w jednej roli. "Niewybaczalne" jest tego świetnym przykładem, bo kiedy scenariusz zawodzi, wzrok przyciąga grana przez nią Ruth, a gdy historia staje się interesująca, jej bohaterka okazuje się najsłabszym ogniwem.
Przez większość czasu Bullock wciela się tu w... tę samą rolę co zwykle. Pałęta się od sceny do sceny ze smutną miną, użalając się nad sobą. Czasami pozwala sobie na sporą dawkę szaleństwa i szczerzy w gniewie zęby, albo rzuca fuckami na lewo i prawo. W obu tych przypadkach jest najgorsza. Ale jednocześnie potrafi nam coś w ten sposób przekazać. Gdy nakrywa swoją nową współlokatorkę na grzebaniu w jej rzeczach, rzuca się na nią z zaciętą miną bez chwili zastanowienia. Wtedy wiemy, że w jej bohaterce zakorzeniły się nawyki z więzienia. Ale jakbyśmy nie zauważyli analogii między życiem za kratami a na wolności, to potem rzuci jeszcze: "tutaj wszyscy zachowują się jak na spacerniaku".