Chat by tego nie wymyślił. Stawka w grze o rozwój AI jest naprawdę wysoka

Sam Altman i ponad 500 pracowników OpenAI mieli przejść do Microsoftu, a start-up, który rok temu wypuścił ChatGPT, był o krok od upadku – tak wyglądała sytuacja po trzęsieniu ziemi, jakie w ubiegły weekend przetoczyło się przez tę technologiczną firmę. Co je wywołało? Część teorii wskazuje na pałacowy przewrót we władzach spółki, inne na strategię biznesową Microsoftu. Są i tacy, którzy tłumaczą przetasowania próbą ograniczenia ryzyka dla ludzkości, jakie stwarzało rozwijanie sztucznej inteligencji przez Altmana i jego współpracowników.
OpenAI to specyficzna firma technologiczna. Początkowo przypominała bardziej stworzone przez ekscentrycznych miliarderów laboratorium. Wśród założycieli znaleźli się Elon Musk (właściciel m.in. SpaceX i Tesli), Peter Thiel (przedsiębiorca i inwestor, który dorobił się na wspólnym z Muskiem projekcie PayPal) czy właśnie Sam Altman – wówczas prezes inkubatora startupowego Y Combinator. Ogłosili, że będą pracować nad rozwojem sztucznej inteligencji sprzyjającej ludzkości, w odróżnieniu od nastawionych na zysk gigantów, takich jak Google. Stery w OpenAI przejął Altman.
Wystarczyły jednak dwa lata, by wizja okazała się utopijna, a do realizacji celów konieczne stały się większe pieniądze. OpenAI zwolniło część załogi, z projektu usunął się Musk, a Altman, który zawsze był bardziej lobbystą niż inżynierem, wyruszył na poszukiwanie finansowania. Znalazł je w Microsofcie – ponoć Altman i dyrektor generalny korporacji Satya Nadella spotkali się przypadkowo na konferencji biznesowej i szybko dobili targu.